środa, 2 stycznia 2013

Epilog

Zwycięstwo. Jego smak jest niesamowity i niepowtarzalny. Nie pozwala nam o sobie zapomnieć, zmuszając nad do ciągłej walki. Wciąż chcemy się doskonalić i utrzymywać na szczycie. Teraz, gdy wiemy jak to jest, nie potrafimy już z tego zrezygnować. Znaleźliśmy sens w swoim życiu i siebie, wiemy już kim jesteśmy i czego chcemy. Nawet, jeśli to wszystko było takie trudne i kosztowało nas wiele sił. Więcej niż mogliśmy się spodziewać. O mały włos nie straciliśmy wszystkiego, co było dla nas do tej pory najważniejsze. Nadal zresztą jest, choć teraz nie musimy się już o to martwić. Nie musimy bać się, że zostaniemy z tym sami i chyba wszystko zaczyna się powoli układać. Jest jak jak było na początku. To jest chyba największy sukces jaki udaje nam się osiągnąć, przy tym wszystko inne traci swój blask. Nawet złoty medal olimpijski, który znalazł swoje miejsce wśród innych nagród. Dziś jest miłą pamiątką i wciąż zabiera nas do Londynu. Tam, gdzie wszystko zaczęło się od nowa. Tak jak gdybyśmy cofnęli się kilka lat wstecz. Pierwsze spotkanie i pierwszy nieśmiały pocałunek. Teraz jest zupełnie tak samo, choć z bagażem doświadczeń, z których oboje wyciągnęliśmy już wnioski. Czasami zapominamy o tym, że mamy uczucia. Pozwalamy porwać się przez rytm naszego życia, skupiając się jedynie na sobie i własnych problemach. Chcemy grać indywidualnie i osiągać sukcesy przez własną, ciężką pracę. Tylko, że w pewnym momencie zaczynamy tracić siebie. Dostrzegać, że obok nas jest ktoś, kto darzy nas uczuciem i dla kogo jesteśmy w stanie zrobić wszystko. Zapominamy o tym, co stanowiło sens naszego życia i o to staraliśmy się walczyć. Przecież to wszystko robiliśmy dla nas, dla naszej przyszłości. Nawet, jeśli tak trudno użyć nam teraz tego słowa. Pogubiliśmy się w własnych marzeniach i planach. Zapewne, zbyt mocno trzymając się swoich pragnień i zapominając o tym, że jesteśmy drużyną. Można powiedzieć, że związek jest sportem drużynowym, w którym indywidualność należy odsunąć na dalszy plan. Niezależnie od tego jak jest to dla nas trudne. Dopiero z czasem okazuje się, że zyski znacznie przewyższają nasz wysiłek. Chociaż nie zawsze jest łatwo i chyba nikt nie przekonał się o tym równie mocno jak my. Bywa trudno i będzie jeszcze trudniej. Tylko, że na to będziemy już przygotowani i jestem tego pewna. Nie ma przecież par idealnych, które wiodą szczęśliwe życie bez najmniejszego kryzysu. Cała sztuka polega na tym, by takie kryzysy przetrwać i na nowo odnaleźć siebie. Uwierzyć, że łączące uczucie jest wystarczająco silne. Uśmiecham się pod nosem, kiedy obejmuje mnie mocno ramieniem, przyciągając jeszcze bliżej do siebie. Czując jego spokojne bicie serca wiem, że mam wszystko. Niczego więcej do szczęścia mi nie potrzeba, może poza fortepianem. O to jednak nie muszę się martwić. Już niedługo mój drugi skarb stanie w naszym nowym salonie i, wtedy wszystko będzie na swoim miejscu. Tak jak powinno być zawsze. Jestem zresztą pewna, że tak będzie i chyba nic nie jest w stanie tego zmienić. Przychodzi moment, gdy po wielu przejściach zaczynamy doceniać to co mamy. Przestajemy ciągle dążyć do celów, które od dawna znajdują się poza naszym zasięgiem. Dociera do nas, że tak naprawdę nie jest to nam potrzebne do szczęścia i było to tylko krótkotrwałe pragnienie. Zbyt ulotne, by mogło stać się czymś ważniejszym w naszym życiu. Przestajemy gonić i zatrzymujemy się w naszej rzeczywistości. W czymś, co sami stworzyliśmy i co jest tylko nasze. Coś, co pokochaliśmy całym sercem i czego nie chcemy stracić. Jest nam dobrze tak jak jest, niezależnie od tego co przyniesie przyszłość. Pierwszy raz od dawna czujemy, że nie jesteśmy sami i nie chcemy stracić żadnej wspólnej chwili. Każda chwila jest teraz najważniejszą i najbardziej docenianą ze wszystkim. Nawet, jeśli polega na oglądaniu po raz piąty tej samej komedii czy przygotowywaniu kolacji. Dla niektórych może być to rutyna, która podobno potrafi zniszczyć każdy związek. Ja jednak szczerze kocham każdą z tych chwil, bo w każdej jest dla mnie coś wyjątkowego. Każda jest inna i wiem, że teraz tylko z takich chwil będzie składało się nasze życie.
-
Kolejne zupełnie zawalone opowiadanie, ale ostatnio sporo o tym myślałam. Nie potrafię już pisać o siatkówce i chyba nawet nie chcę. Pewnie dlatego nie było zbyt wiele Krzyśka, chociaż miało być, inaczej. Poza zakończeniem, bo, chociaż nie jest idealne to Galia i Samuel mieli być razem i mieli znaleźć swoje szczęście. Trochę później, ale jednak, nie planowałam jakiegoś romansu Igły i Gali. Nie potrafiłabym sobie tego wyobrazić. Chociaż wy oczywiście możecie. Nie przemyślałam zbyt dobrze tego opowiadania i taka jest prawda. W pewnym momencie coś pękło i stało się dla mnie jasne, że nie dam rady. To nie jest tak, że nagle przestałam kochać to opowiadanie. Może nawet z czasem pokochałam je, ale pod innym kontem. Zabrakło mi chęci do pisania o siatkówce, o Igle i na pierwszym planie nagle stanął Samuel. Stał się najważniejszy i nadal jest. Doszłam, więc do genialnego pomysłu, że lepiej zakończyć i nie psuć czegoś, co miało być ważne. Do pewnego momentu było tylko się skończyło. Dość nieoczekiwanie zresztą, chociaż dla mnie nie jest to wielka niespodzianka. Flavia kończy z pisaniem o siatkówce i pewnie niedługo nastąpi ostateczny koniec. Chociaż wszystko jeszcze stoi pod znakiem zapytania i jest zależne od moich humorów, jak zresztą wszystko. Na razie dziękuje wam, że byłyście ze mną, kiedy zaczynałam swoją 'siatkarską' przygodę i mam nadzieje, że jeszcze przez jakiś czas będziecie.
Pozdrawiam.